Zamknięte żłobki, klubiki, punkty dziennego opiekuna i sale zabaw. Przez najbliższe tygodnie rodzice będą dla swoich dzieci jedynymi opiekunami, a cztery ściany ich domu jedynym placem zabaw, a może… placem boju? Wychowawcy w tym czasie mogą nieco ‘ulżyć’ rodzicom swoich podopiecznych, podpowiadając im jak zorganizować w domu zabawy, które będą wspierały ich wszechstronny rozwój  wykorzystując jedynie to, co mają akurat pod ręką. Pomysłami na zabawy, które pomagają przetrwać ten trudny czas, podzieliła się z nami pedagog Malwina Kałużyńska, mama dwuipółletniej Hani.

Dla mnie jako mamy i pedagoga ważne jest, by umożliwić dzieciom twórczą ekspresję. Jednak nie zawsze mogę np. rozwinąć folię spożywczą między krzesełkami, by dziecko mogło po niej swobodnie malować. W codziennym zabieganiu staram się wykorzystać przestrzeń własnego domu i czas wspólnego bycia z córeczką do aktywności, które dla niej będą ciekawe i rozwijające, a dla mnie nie będą zbyt mocno angażujące oraz nie przeciążą nadszarpniętego przez kryzys budżetu.

Wiadomo, że dzieci uwielbiają naśladować dorosłych i pomagać im w codziennych czynnościach. Zamiast dawać im od wczesnych lat smartfona (o tym, dlaczego małe dzieci powinny unikać wpatrywania się w ekran można przeczytać w tym artykule: Zamiast smoczka? – o smartfonach i tabletach w życiu dziecka), lepiej dać im np. zmiotkę i szufelkę. Gdy włączam córeczkę do wykonywania rzeczy, które i tak czekają na mnie w domu, obie się uczymy – ona samodzielności, a ja… cierpliwości (wszystko trwa dłużej, ale spędzamy razem czas, więc wygrywamy). Co zatem lubimy robić? Na przykład…

PRANIE

Nastawiamy razem program w pralce, wkładamy i wyjmujemy rzeczy, a córeczka podaje mi  klamerki, ćwicząc chwyt pęsetowy. Ponieważ sama nie dosięga jeszcze do suszarki, wiesza pranie (u nas są to materiałowe chusteczki) na rozciągniętej między krzesełkami gumie do skakania (może to być także długi sznurek), a gdy już ono „wyschnie”, zbiera je i składa tak jak potrafi najlepiej. Zabawa świetnie przygotowuje do życia, ale także do nauki pisania. Polecam nie tylko dziewczynkom! Po skończonym praniu można zrobić z gumy „sieć pająka” do przechodzenia, czołgania się i przeskakiwania. Można też zrobić spacer po linie i ćwiczyć równowagę. Proste, atrakcyjne i rozwojowe… a mnie daje czas na ciepłą kawę.

SPRZĄTANIE

O ile moja córeczka chętnie sięga po wspomnianą wcześniej zmiotkę i szufelkę, to na hasło „sprzątamy zabawki” raczej nie wykazuje większego entuzjazmu (chyba, że robi to za nią jej ulubiona lala, którą zresztą sama trzyma). Są jednak takie aktywności (nazwijmy je „porządki”), które zajmują jej uwagę, a mi dają okazję do siedzenia z boku i „pękania z dumy”. Okazuje się, że potrzeba niewiele wysiłku z mojej strony, by zabawa była rozwojowa – pomagała ćwiczyć: spostrzegawczość, koncentrację uwagi, zdolności matematyczne, koordynację wzrokowo-ruchową czy małą motorykę.

Wystarczy np.:

  • wymieszać różne puzzle z różnych kompletów (np. z elementami o różnej wielkości), a potem dać je dziecku do posegregowania i ułożenia;
  • odrysować na kawałku kartonu kilka przedmiotów (na tyle dużych, że nie da się ich połknąć) o różnych kształtach tak, by mały człowiek mógł je następnie dopasować;
  • wykleić starą formę do muffinków kolorowymi kółeczkami, dać dziecku pudełko pomponików (kolory pomponów powinny odpowiadać kolorom kółeczek przyklejonych do formy) i ewentualnie pęsetę (tudzież szczypce kuchenne) i pokazać, jak wkładać pompony do formy, by stworzyć małe kolorowe „rodzinki”;
  • zebrać stosik gumek recepturek zalegających po zakupach i zademonstrować, jak można je naciągać na butelkę (u nas świetnie sprawdziła się do tego sztywna butelka-grzechotka wypełniona suszonymi pestkami dyni i grochem);
  • ułożyć na podłodze „tęczę”, czyli pogrupować kolorami zabawki lub inne przedmioty codziennego użytku. W prostszej wersji tęcza wyłania się z chaosu – sami gromadzimy różne rzeczy, a dziecko dokłada je do utworzonych kupek na zasadzie „co do czego pasuje”, a w trudniejszej zachęcamy dziecko by samo spróbowało znaleźć w domu więcej różnokolorowych rzeczy i dopasować je do utworzonych kupek. Opcjonalnie można zrobić także zbiory – kolekcje rzeczy: o różnym przeznaczeniu (do zabawy, do mycia, do jedzenia…), różnego kształtu (np. tu same okrągłe, a tam same prostokątne) czy też zrobione z różnych surowców (papierowe, drewniane, z plastiku itd.). Zabawę w klasyfikowanie polegającą na szukaniu wspólnej cechy i nazywaniu jej warto poprzedzić zabawami w dobieranie w pary (memo obrazkowe, domino czy gra karciana „Piotruś”) i segregowanie („To dla mnie, a to dla ciebie”).

GOTOWANIE

W internecie krąży wiele inspiracji do robienia różnych mas plastycznych i tzw. slime’ów, ale mi jakoś zawsze kiedy chciałam je przygotować brakowało  składników (nie trzymam w szufladzie zapasowej tony mąki ziemniaczanej, żelu do włosów czy kleju do drewna). Mam za to głodne dziecko, które lubi jeść i przygotowywać jedzenie. Gdy któregoś dnia robiłam jej ulubione leniwe pierogi, zaprosiłam ją do współpracy, a ona to zaproszenie z radością przyjęła. Na początek przesypywała mąkę i mieszała składniki. Potem wyrabiała rączkami ciasto, które lepiło się równie dobrze co wspomniane masy (tamte „lądują” najczęściej w koszu, ta – do brzuszka). Z czasem coraz lepiej szło jej wałkowanie i robienie kluseczek, a na koniec, dbając o jej bezpieczeństwo, pozwoliłam jej wrzucić gotowe pierożki do wody, a następnie wyłowić je cedzakiem na talerz (i policzyć, zastanawiając się, czy dużo ich mamy).

W podobny sposób robimy różne potrawy, np. warzywne ciasta czy domowe tortille (co pozwala nam uniknąć zatrucia „tablicą Mendelejewa”, którą mają w składzie te sklepowe). Czasem po prostu siedzi i słucha jak opowiadam, co robię (śmieję się wtedy, że nagrywamy program kulinarny). Czasem razem blendujemy, co jest nie tylko atrakcyjne, ale też pomaga połączyć przyczynę ze skutkiem. Innym razem pobudzamy zmysły wąchając wszystkie przyprawy w słoiczkach (córeczka dowiaduje się np. że oregano pasuje do pizzy, a cynamon do muffinków). Przesypywanie, zagniatanie i wałkowanie to świetne ćwiczenia małej motoryki, a samo zrobienie posiłku przez dziecko, który potem wszyscy zjadają ze smakiem, daje mu poczucie sprawstwa, podnosi samoocenę, motywuje do dalszych prób kulinarnych (być może kiedyś wyręczy mnie w kuchni?). Dodatkowo: uczymy się podążać za przepisem, a zarazem eksperymentować, poznajemy zasady zdrowego żywienia, utrwalamy nawyki higieniczne, wdrażamy do pracy zespołowej, poszerzamy zasób słownictwa itd. Jaka inna zabawa daje tyle możliwości?

Czas spędzony z małym dzieckiem bywa wymagający, ale naprawdę nie potrzeba wiele, by dać jemu i sobie przestrzeń do działań, które pomogą dobrze przeżyć nasze „teraz” i zaprocentują w bliskiej i odległej przyszłości. Mi udaje się to poprzez łączenie przyjemnego z pożytecznym, czyli dostosowanie czynności, które i tak robię w domu do możliwości córeczki oraz poprzez wykorzystanie dostępnych materiałów jako prostych pomocy zajmujących ją na kilka ładnych minut. W tym wszystkim staram się też pamiętać, że najcenniejsze dla dziecka nie są rozbudowane zabawy, lecz moja wspierająca obecność.

 

Autorką wpisu jest Malwina Kałużyńska – doktorantka na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie zajmuje się badaniem przywództwa edukacyjnego nauczycieli oraz prowadzi zajęcia dla studentów, m.in. autorski fakultet „Circle Time” w przedszkolu i szkole. Przez rok była asystentką w irlandzkiej szkole, uczyła w zerówce, była wychowawcą w klubie przedszkolaka oraz prowadziła twórcze zajęcia umuzykalniające dla dzieci w wieku od 10-mcy do 6 lat (i ich rodziców). Prywatnie szczęśliwa żona Marcina i mama 2,5-letniej Hani oraz 2-miesięcznego Rafałka. 

 

Co dobrego z kwarantanny? Zabawy z najmłodszymi w domu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *